Siedzę wygodnie w fotelu a Facebook jak zwykle natarczywie dopytuje: „O czym teraz myślisz?” To jest bardzo dobre i trudne pytanie! O czym teraz myślisz? Zazwyczaj ludzie nie obserwują swoich myśli. Nie są świadomi momentu kiedy dana myśl powstaje, rozwija się a następnie powoduje dalsze myśli, skojarzenia albo emocje lub sama łagodnie zanika. Ludzie po prostu myślą zupełnie bezmyślnie. Czy Ty zauważasz odstęp pomiędzy swoimi kolejnymi myślami? Czy po prostu ciągle o czymś myślisz?  Mamy pewien dość ograniczony wpływ na nasze myśli. Warto spróbować zauważyć kiedy myśl się pojawia i mieć do niej dystans – to tylko myśli. Z różnych ważnych powodów myśli warto delikatnie kierować na to co dzieje się w teraźniejszości a nie błądzić bezmyślnie myślami w przeszłości lub przyszłości. To podnosi jakość myślenia. Warto też myśleć życzliwie.  To też podnosi jakość myślenia. Staram się więc być obserwatorem swoich myśli. Skoro jestem obserwatorem to kto produkuje myśli? Czy można być równocześnie jednym i drugim?

Słyszałem o pewnym psychologu, który zwracał się do swej żony: „a teraz zwerbalizuj swoje odczucia i niepokoje„. Każda grupa zawodowa ma swoje dziwactwa lub skłonność do absolutyzowania jakiejś aktywności albo koncepcji związanej z wykonywaną pracą. Przykładowo: dentyści uważają, że należy myć  zęby po każdym posiłku przez trzy minuty. Mechanicy samochodowi mówią, że stan techniczny auta należy profesjonalnie sprawdzić przed każdą dłuższą podróżą. Historycy uważają, że akurat ich dziedzina jest nauczycielką życia a fizycy są zazwyczaj przekonani do słuszności fizykalizmu.  Zaś filozofowie mają skłonność do tego by przeceniać wartość myślenia.

Przykładem tej ostatniej postawy w całej swej patologicznej okazałości jest kartezjańskie „cogito ergo sum„. Co z tego miałoby niby wynikać? Czy z ciągu różnych mniej lub bardziej przypadkowych, mniej lub bardziej sensownych moich myśli miałoby niby wynikać moje własne jakieś domniemane ego? Doprawdy pocieszne! Doszczętnie i w pięknym stylu skrytykował to Hume w „Traktacie o naturze ludzkiej”

„Jeżeli jakaś impresja daje początek idei naszego ja, to impresja ta musi pozostawać nieprzerwanie i niezmiennie ta sama w ciągu całego toku naszego życia; albowiem przyjmuje się, iż nasze ja istnieje właśnie w ten sposób. Lecz nie ma impresji stałej i niezmiennej. Przykrość i przyjemność, smutek i radość, wzruszenie i doznania zmysłowe następują po sobie kolejno i nigdy nie istnieją wszystkie w jednym i tym samym czasie. Niemożliwe jest więc, by z jednej spośród tych impresji, czy też z jakiejś innej wywodziła się idea naszego ja; a wobec tego nie ma w ogóle takiej idei.”

humeJeśli więc próbuję odpowiedzieć w miarę uczciwie facebookowi na jego pytanie co myślę to bynajmniej nie mam obowiązku traktować myśli jako istotnej części swojego jestestwa. Co więcej idea własnego ja, jakiegoś domniemanego ego, jest tylko filozoficzną pomyłką lub psychologicznym złudzeniem. Jeśli filozofia ma przynosić jakieś praktyczne pożytki to pomysł rezygnacji z koncepcji własnego ego wydaje się jednym z lepszych – bez ego nie ma egocentryzmu, chciwości, zawiści. Filozofowie chrześcijańscy identyfikują pychę jako korzeń wszelkiego zła. Ale czy pycha to nie jest  po prostu nadmiernie wybujałe poczucie własnego ego?

To niesympatyczne ego powstaje jako zlepek zupełne przypadkowych myśli i doznań.  Wyobraźmy sobie  człowieka, który idzie ulicą i nieustannie do siebie mówi. Kogoś takiego uznamy za szaleńca. A co z większością ludzi,  którzy non stop prowadzą sami ze sobą taki sam tyko cichy wewnętrzny dialog? Czy to jest jakoś istotnie lepiej? Mędrcy Orientu twierdzą, że ta ciągła wewnętrzna gadanina jest główną przyczyną ludzkiego cierpienia. Popatrz na swoje myśli. Czy jest w tym sporo prawdy?

Zwyczaj natrętnego,  ciągłego i aktywnego myślenia i budowanie na tym wybujałego poczucia ego to chyba dopiero wynalazki  neolityczne zaś my tutaj mamy zajmować się emulowaniem paleolitu.  Obszerną księgę na temat tego jak zmieniał się sposób myślenia ludzi na przełomie paleolitu i neolitu  napisał amerykański psycholog Julian Jaynes. Autor twierdzi, że w czasach prehistorycznych ludzie nie byli świadomi tego, że ich własne myśli są ich wewnętrznym głosem  – traktowali ja jako coś zewnętrznego.  Książka nosi tytuł „Narodziny świadomości i rozpad dwukomorowego mózgu” i to tytułowe zjawisko miało mieć miejsce w chwili gdy ludzie pojęli, że ich wewnętrzny dialog jest ich własnym tokiem myśli a nie jakby zewnętrznym głosem. Przyznaję, że bardzo to dziwaczne i wątpliwe ale im dłużej medytuję tym bardziej wydaje mi się to celne.

Dlaczego o tym piszę? Wydaje się, że przynajmniej częściowe zdystansowanie się od własnego wewnętrznego toku myśli, wewnętrznego dialogu jest rzeczą niezwykle „błogosławioną” (tak – to właściwe słowo). O tym jak przywrócić nasze myśli do teraźniejszości i zdystansować się od nich wrócę w kolejnych wpisach.

Śledź bloga na facebooku!
Bądź na bieżąco!