Połowa wakacji. Zerkam na własnego bloga i sprawdzam statystyki dotyczące czytelnictwa. Najbardziej poczytne tematy dotyczą swobodnie rozumianej tradycji i muzyki. Nadal też chętnie czytane są teksty w których naśmiewam się z pomponiarzy. To dzisiaj czuję się zobligowany też  iść w tą stronę.

Na początek tradycja.  Przez ostatni miesiąc nic nie pisałem na blogu. Swego czasu brytyjski Pierwszy Lord Admiralicji nazwał taki okres „splendid isolation”. Anglicy okres „wspaniałego odosobnienia” poświęcili na budowanie imperium. Ja zaś na lekturę.  Do czytania książek są możliwe dwa skrajne podejścia. Można czytać zawsze nową książkę albo czytać w kółko te same. Ciekawym przykładem tego drugiego podejścia są pomponiarze, którzy czytają w kółko tylko trzy książki: mszał, rytuał i ceremoniał parafialny. Ja jestem zwolennikiem podejścia pośredniego: raz na jakiś czas można wrócić do wcześniej czytanych tekstów.

Polecam więc dwie lektury do których z zainteresowaniem wróciłem. Popularno-naukowy „Wirus umysłu” Richarda Brodiego oraz bardzo naukowe „Dwa dogmaty empiryzmu” Willarda Quine’a. Pierwsza książeczka w przybliżony sposób wyjaśnia skąd biorą się tradycje. Zaś tekst prof. Quine’a niezwykle skutecznie porządkuje (albo lepiej: rozprawia się) całą tradycję intelektualną ludzkości. Quine „załatwia” wszystko: od „bogów Homera” aż do Carnapa i Koło Wiedeńskie. Nie pozostawia też żadnej metafizyki. Ta rozprawa bynajmniej nie jest destruktywna bo Quine proponuje logicznie spójny ogląd rzeczywistości. Lektura Willarda  Quine’a i Richarda Brodiego razem z dobrą kawą i Martini stanowią doskonały wakacyjny pakiet do rozrywki umysłowej. Oczywiście Quine’a łączymy z kawą a memetykę Brodiego z Martini. Na początek można wpisać w google słowo „memetyka”.

Pewnemu znajomemu młodemu filozofowi od razu odpowiadam, że jednak „wygłupy” Brodiego bardzo dobrze pasują do poważnej filozofii Quine’a. Po prostu memy to są przykładowe „mity” o których pisze Quine a ich dokładny status ontologiczny nas nie obchodzi bo poważnego naukowca interesują tylko wyniki. Kwestia wierności replikacji (w porównaniu z genami) to zagadnienie natury chyba głównie ilościowej.

Dzisiaj (pozostałym) czytelnikom nie proponuje łatwych streszczeń lektur. Proponuje samodzielną lekturę i myślenie. W myśleniu zazwyczaj sprawdza się porada metodologiczna Alberta Einsteina, który podał taką definicje wariactwa: „robienie wciąż tej samej rzeczy i oczekiwanie innego rezultatu.”

Ciąg dalszy tradycji – tradycja muzyczna. W poprzednich tekstach szukałem tutaj źródeł muzyki heavy metalowej w tradycyjnej muzyce kościelnej. Są rzeczy, z którymi każdy muzyk musi się  zmierzyć. Kanon D-dur Johanna Pachelbela. Dzisiaj nuty tego kompozytora widziałem na chórze kościoła św. Krzyża. „Kanon” D-dur – rzecz napisana pod koniec XVII wieku, potem całkowicie zapomniana i przywrócona do obiegu muzycznego w latach 20-tych ubiegłego wieku.  Jest to kompozycja muzyczna, która chyba najczęściej była parafrazowana. Dlaczego? Ze względu na ciekawą progresję akordów: D-dur, A-dur, h-moll, fis-moll, G-dur, D-dur, G-dur i A-dur. Absolutna klasyka! Podobne sekwencje  akordów pojawiają się potem u Haydna i Mozarta.

Jak zrobić z tego heavy metal? Dodajemy odpowiednio dużo przesteru i zamiast pełnych akordów gramy na gitarze tylko power chordy (lub kwarty). Taki podkład nagrałem sobie na looperze. Jak następnie dorobić do tego metalowe solo? Tonacji D-dur odpowiada h-moll. Weźmy więc skalę h-moll pentatoniczną, która na gryfie gitary układa się dość ergonomicznie:

Oczywiście należy to opanować tak by w środku nocy pamiętać co gdzie i jak. Nie jest ważne czy zajmie to tydzień czy rok. Następnie improwizujemy – w tej kwestii mogę doradzić tylko tyle, że metal nosi się w sercu a nie na koszulce (czarnej). Do skali h-moll pentatonicznej warto dorzucić chwilami pełne h-moll naturalne. Po chwili zabawy słychać na których dźwiękach warto zatrzymać się nieco dłużej. Na  przykład nutka fis brzmi w tym kontekście ciekawiej jako podciągnięte e (techniką bendingu) o dwa półtony. Bardzo sympatyczna zabawa. Proponuje posłuchać mojego wykonania 🙂 Wbrew opinii dzisiejszego kaznodziei u św. Krzyża nic złego w takim lansie nie widzę. Wręcz proszę o promocję bo postanowiłem że jak dorosnę zostanę gitarzystą heavy metalowym. Poniżej darmowa (!) muzyka do ściągnięcia. Tylko dla fanów baroku, metalu i tego bloga 🙂

www.koc.pl/wp/audio/kanon.mp3

Śledź bloga na facebooku!
Bądź na bieżąco!