Bertrand Russel radził:

„Znajdź więcej przyjemności w inteligentnym sporze niż w pasywnej zgodzie, jeśli cenisz inteligencję tak jak na to ona zasługuje, bo ten spór prowadzi do głębszej zgody niż ta pasywna.”

By się więc z czymś inteligentnie nie zgodzić sięgam tego niedzielnego poranka po lekturę katolickiej prasy. Otwieram najnowszy numer Tygodnika Powszechnego i trafiam tam na tekst Artura Sporniaka:

„Wyświęcony w 1989 r. ksiądz trafia jako wikary i katecheta do podkrakowskiego miasteczka. Uwodzi uczennicę – ta zakochuje się bez pamięci. On robi kościelną karierę i ją zwodzi. Wyjeżdża za granicę, w 1997 r. robi doktorat z bioetyki na Uniwersytecie w Innsbrucku. W 1999 r. zgłasza się do pracy duszpasterskiej w Kazachstanie. W 2006 r., mając zaledwie 42 lata, zostaje biskupem. Pięć lat później Benedykt XVI mianuje go ordynariuszem Karagandy. W międzyczasie jeździ do Polski, spotyka się z ową kobietą. Ona zachodzi w ciążę, która jednak kończy się poronieniem. Podejmują procedurę in vitro. W jej efekcie do tej pory trzy zamrożone zarodki czekają na implantację.”

Ależ to musiało byś trudne! W Czterech Szlachetnych Prawdach Budda naucza, że każde pragnienie jest przyczyną cierpienia. A co dopiero gdy mamy równoczesne pragnienie eklezjalnej kariery i (zapewne) pięknej kobiety.   Niedzielna lektura katolickiej pracy nie daje oczekiwanego efektu inteligentnej niezgody – zgadzam się komentarzem Sporniaka.

Blausen_0060_AssistedReproductiveTechnology

Nieporuszony ani niezmieszany lekturą katolickiego tygodnika wchodzę więc na stronę buddyjskiego magazynu „Tricycle”. Znajduje tam bardzo ciekawy tekst: http://tricycle.org/magazine/meditation-en-masse/ Czy wiedzieliście, że zwyczaj medytacji u buddystów był praktycznie nieznany (ograniczony tylko do niektórych mnichów) aż do czasów gdy Birma została skolonizowana przez Anglików końcem XIX wieku? Autor podaje precyzyjne argumenty historyczne.

Katoliccy biskupi mają dzieci z in vitro, buddyści nie medytują. To się nie układa w jedną całość. Pytanie jest więc inne. Nie chodzi o wiarę w boga lub nirwanę. Należy się zastanowić nad tym dlaczego nawet naukowcy (skądinąd inteligentni) wierzą w samo pojęcie „religii”?

There really is no such thing as „religion”. (…) Most of human evolution took place in small-scale communities that did not have any religious institutions. (…) „Religion” is the recent invention of special organizations that flourished in early states, typically in literate societies. These institutions grouped ritual specialists who collectively tried to set up a corporate monopoly on the provision of particular services – and gradually associated stable doctrine, ritual standardization, excusivity of services and other aspects of corporate branding.

Całość świetnego tekstu Pascala Boyera do przeczytania tu.

Tyle na dzisiaj. Miłego dnia!

Śledź bloga na facebooku!
Bądź na bieżąco!