Inquietum est cor nostrum, donec requiescat in te – niespokojne jest nasze serce dopóki nie spocznie w tobie (Bogu). Tymi słowami Augustyn z Hippony wyrażał nadzieję na uzyskanie spokoju. Ja mam inaczej. Niespokojne jest serce moje dopóki mój tyłek nie spocznie na pomarańczowej kanapie w sandze. I wydaje mi się, że też sama taka bliższa perspektywa jest zdecydowanie bardziej uspokajająca.

Nauczycielem mojego nauczyciela medytacji jest Bhante Sangharakshita, zaś jego nauczycielem był tybetański duchowny Dhardo Rimpoche, który miał zwyczaj rozpoczynania każdego dnia od sześciogodzinnej medytacji. Przez pierwszą połowę tego czasu rozważał dlaczego to robi i badał swoją intencję a resztę poświęcał na właściwą medytację. Podobno dzięki tej praktyce pozostałą część dnia potrafił zagospodarować w sposób niezwykle efektywny.

Prawdę pisząc zauważyłem coś podobnego. 45 minut poświęcone o świcie na medytacje pozwala uzyskać w ciągu dnia dodatkowy czas. Bilans jest dodatni. Nie jest to oczywiście efekt jakichś nadnaturalnych mocy lecz działanie nieco bardziej spokojnego i życzliwego umysłu.   Kierując więc wdzięczność do nauczycieli oraz tych, którzy w Indiach byli ich nauczycielami pozostałe 300 słów tego wpisu poświęcę na opisanie tybetańskiej praktyki medytacyjnej tonglen.

Tonglen

Niezależnie od tego czy Twoim wzorcem osobowym jest Jezus z Nazaretu, Budda, Prometeusz czy Sokrates albo nawet Karol Marks (?) zapewne zgodzisz się, że chęć przyniesienia ulgi w cierpieniu innych jest czymś słusznym. Praktycznym zagadnieniem pozostaje pytanie jak rozwijać w sobie takie altruistyczne nastawienie. Altruistą warto zresztą nawet być z powodów zupełnie niealtruistycznych bo badania psychologiczne pokazują, że altruiści są szczęśliwsi od egoistów. W etyce buddyjskiej nie chodzi bezpośrednio o sposób działania lecz raczej o sposób bycia, o nastawienie i intencje z której wynika działanie.

Jak to się robi w tybetańskiej praktyce medytacyjnej? Nie musisz znajdować się 5000 metrów nad poziomem morza. Dobrze by jednak było przyglądnąć się wizerunkowi medytującego Buddy by zmotywowało Cię to do prostego, spokojnego i cierpliwego siedzenia.

  • Na początek warto dać sobie chwilę by ciało oraz umysł „opadły” na to miejsce i czas w którym się znajdujesz.  Warto sobie powiedzieć co będziesz robił i dlaczego to może być ważne.
  • Medytacja tonglen łączy w sobie uważność oddechu i rozwijanie życzliwego nastawienia.  Odruchowo mentalnie odpychamy to co się łączy z cierpieniem. Technika tonglen ma osłabić ten nawyk. Polega ona na wizualizacji związanej z oddechem.  Robiąc wdech wyobraź sobie, że wdychasz cierpienie, lęk, dyskomfort fizyczny lub psychiczny jakieś osoby lub grupy osób (tradycyjnie wizualizuje się to jako ciemny dym). Przekształcasz to mentalnie w ulgę, szczęście, radość i spokój które wizualizujesz wydychając jako jasne światło. Wdychasz cierpienie, wydychasz radość – proste. 
  • Medytacje możesz podzielić na 5 etapów w których kolejno przekształcasz oddechem cierpienie w radość:
    • swoją własną,
    • osoby bliskiej,
    • osoby obojętnej,
    • osoby trudnej i
    • wszystkich istot.

Wdychasz cierpienie (wyobrażane jako ciemny dym) a wydychasz radość (jasne światło) w odniesieniu do różnych osób. Poświęć na to jakieś 20 minut lub więcej. Nic to magicznie nie zmienia w zewnętrznym świecie ale zmienia nastawienie na bardziej altruistyczne.  Ta tybetańska medytacja jest więc równie odpowiednia dla chrześcijan jak i  buddystów albo np. stoików.   Dalaijlama, który codziennie praktykuje tonglen,  powiedział opisując tą medytacje że: „niezależnie od tego czy ta medytacja przynosi ulgę innym czy nie, z pewnością przynosi mi spokój umysłu. Dzięki temu mogę działać efektywniej z czego korzyść jest ogromna”.  

Czego sobie z pewnością Wszyscy też życzymy!

Śledź bloga na facebooku!
Bądź na bieżąco!