Nie zadaję sobie pytania „kogo to obchodzi?” i kontynuuję mój poradnik poświęcony tytułowemu zagadnieniu: jak nie być buddystą. W poprzedniej części podałem sposób na to by nie być buddystą. W tym celu należy:

  • stanowczo obstawać, że na tym złożonym świecie jest coś trwałego
  • należy bardzo chcieć zaspokoić swoje pożądania zaś z awersją podchodzić do wydarzeń i rzeczy niechcianych, mając przy tym równocześnie nadzieje na osiągnięcie szczęścia
  • trzeba uprzeć się, że ego jest trwałe i niezmienne

Dzisiaj przyglądniemy się kilku możliwym stylom życia i systemom światopoglądowym w ramach których daje się zrealizować powyższy program i  nie być buddystą. Systematycznie na tym blogu nawiązuję do książki prof. Wojciecha Załuskiego „Przeciw rozpaczy”. Dzisiaj też zaproponowany tam podział stylów życia będzie dla nas schematem porządkującym.

By nie być buddystą można:

  1. Zostać chrześcijaninem albo wyznawcą innej religii teistycznej. Chrześcijaństwo stanowczo obstaje przy istnieniu duszy czyli jakiegoś aspektu trwałego ja. Chrześcijanin nie może więc być buddystą i jest to rozwiązanie tytułowego problemu. Tu pojawiają się jednak natychmiast przynajmniej dwa zagadnienia:
    • którą religię teistyczną wybrać – zdaje się że argumenty za prawdziwością każdej z wielkich religii teistycznych  są równie „mocne”.
    • jak odnieść się na przykład do tego tekstu Bertranda Russela (to tylko przykład jakieś krytyki chrześcijaństwa).
  2. Zostać hedonistą (albo jak się to inaczej ładnie w szkole nazywa: epikurejczykiem). Jest to wydajny sposób niebycia buddystą bo hedonizm polega na podążaniu za przyjemnościami co łamie jedną z wymienionych na początku trzech pieczęci buddyjskiej Dharmy. Hedonizm na same zalety i tylko jedną wadę: działa zaledwie maksymalnie kilka dni.
  3. Zostać stoikiem. Tu jest pewien paradoks. Stoicyzm właściwie powtarza buddyjskie zalecenia Środkowej Ścieżki i unikaniu pożądań oraz awersji. Zalecenie „na szczęście wszelakie serce ma być jednakie”  jest w swej istocie na wskroś buddyjskie (upekkha). Jest jednak ze stoicyzmem pewien problem. Stoicyzm nie podaje żadnych wydajnych praktycznych metod zachowania nieporuszoności umysłu. Patrzenie na posąg stoickiego Marka Aureliusza zdecydowanie mnie uspokaja ale to daje zaledwie  tylko pewien przedsmak tego czym jest buddyjska medytacja.
  4. Inną możliwą metodą niebycia buddystą jest heroiczna afirmacja cierpienia. Nowożytnym przykładem takiej postawy był Fryderyk Nietzsche. Nie sądzę byśmy chcieli ten wątek kontynuować.
  5. Ostatnią lecz najpowszechniejszą metodą na to by nie być buddystą jest życie bez nadrzędnej zasady porządkującej.
    • Można w niedzielę pójść do kościoła nie przejmując się jednak zupełnie proponowaną tam metafizyką i etyką i zaraz potem (albo równocześnie) przylegać mniej lub bardziej świadomie do pożądań, awersji i złudzeń.
    • Można też nie pójść na mszę i oscylować jakoś w praktyce między hedonizmem i stoicyzmem. By nie było wątpliwości: przyjemność związana np. z odkryciem naukowym lub tworzeniem dzieła sztuki to coś znacznie lepszego niż kompulsywne objadanie się słodyczami lecz nadal związana bywa z formą pewnego hedonistycznego pożądania, które nie może dać trwałego szczęścia.

OK. To tyle na dzisiaj. Zaproponowałem pięć możliwych sposobów niebycia buddystą. Widać więc, że buddystą może zostać tylko  zupełny desperat, który z powyższego bogatego katalogu  światopoglądów nic innego nie był w stanie dla siebie wybrać. Każdy jednak sam wybiera kim nie być. Czego Wszystkim i sobie życzę!

Śledź bloga na facebooku!
Bądź na bieżąco!