Gdy przednie koło motocykla opada na asfalt, a kilkadziesiąt metrów za twoimi plecami frajerzy w swoich strasznie nudnych Volvo dopiero ruszają w korku spod świateł, wybuch euforii jest całkowicie usprawiedliwiony. Nie chodzi o samo przemieszczanie się lecz o podróż (a raczej trip) w krainę luzu bez wspomagania innymi niż jednoślad środkami psychoaktywnymi. Dlatego motocykle powinny być przepisywane na receptę jako środek antydepresyjny. Bynajmniej nie uważam, że Volvo to zły samochód. Doskonale jest on przystosowany dla osób starszych lub chorowitych. Swobodnie można w nim przewozić np. balkonik lub kule inwalidzkie, respirator itp. Tego nie weźmiesz na motocykl.

Takie pozytywne wspomnienia przychodzą mi do głowy gdy temperatura na zewnątrz spada  poniżej zera co oznacza nieodwołalny koniec sezonu motocyklowego. Mój Yamah wylądował więc dzisiaj w garażu bo nie chcę by odczuwająca istota zamarzała pod śniegiem. W najbliższych dniach okaże mu jeszcze czułość nacierając blachy i chromy odpowiednimi kosmetykami i woskami do motocykli. Inny sposób na koniec sezonu motocyklowego wymyślił papież Franciszek. Jak donoszą media, papież postanowił na zimę sprzedać swojego drugiego  Harleya. Wydaje się więc, że Jego Świętobliwość nie pozostawał w żadnym związku emocjonalnym ze swoim motocyklem.

Yamaha_YBR125_Custom_logo

Mój jednak motocykl zasługuje jeszcze na kilka ciepłych słów. Yamah NIE jest pojazdem mechanicznym lecz … jest instrumentem muzycznym. Na jego baku znajduje się logo, które przedstawia trzy skrzyżowane kamertony (zdjęcie powyżej). Koncern Yamaha Kabushiki-gaisha znany jest właśnie z produkcji instrumentów muzycznych. W przerwach pomiędzy obowiązkową w tej korporacji medytacją lutnicy robią gitary basowe i motocykle. Muzykowanie na gitarach i motocyklach służy temu samemu: wprawieniu w świetny nastrój. Takie jest też uboczne działanie medytacji.

Kilka słów dla zainteresowanych tematem. Medytując po pewnym czasie zauważamy, że główną (jedyną istotną?) przyczyną wewnętrznego napięcia jest błądzenie myślami. To nie jest żadna prawda z nieba objawiona lecz twarda empiryczna obserwacja i każdy może ją sam potworzyć  budując odpowiednią aparaturę obserwacyjną, którą jest … nawyk i umiejętność medytacji. Medytując zmierzamy do tego by uwaga spoczęła na przedmiocie medytacji np. na własnym oddechu. Są na to dwa sposoby. Można spróbować siłą woli przycisnąć uwagę do oddechu co na chwilę się sprawdza by po chwili się już nie sprawdzać. Drugą metodą jest zauważanie jak pozytywnie zmienia się własny stan mentalny w momencie gdy uwaga odpoczywa łagodnie na oddechu. Polecam!!!

Przedmiotem medytacji może być też akord grany na instrumencie strunowym. Dobrze użyta gitara też jest środkiem psychoaktywnym, który może powodować odmienne stany świadomości. Jeśli chcesz dobrze zagrać akord to cała twoja uwaga musi łagodnie spoczywać na tym co robisz. Na każdym aspekcie gry: wyprostowana postawa ciała, ułożenie ramion na gitarze, spokojny oddech, rozluźnienie mięśni ramion, świadomość tego co robisz i do czego to zmierza.

Zmierza do Dobra Heavy Metalu (pojęcie z zakresu aksjologii). Dlatego omawiam wszystkie akordy, które (w moim przekonaniu) powinien znać gitarzysta heavymetalowy.  W tym wcześniejszym wpisie jest szczegółowy plan.  Dzisiaj akord Cmaj9. Akord Cmaj9 to akord C dur z dodanymi septymą i noną. Składa się on z dźwięków C E G H D. Jego genealogia wywodzi się z akordu Cmaj7 o którym pisałem tu skrzyżowanego z akordem Cadd9 o którym  pisałem tutaj. Zgodnie z przewidywaniami brzmienie tego pięciodźwięku jest dość dysonansowe. Nie brzmi jednak tak jazzowo jak akordy septymowe – nadaje się do metalu. Dwa proponowane opalcowania. Jedno trywialne a drugie ciekawe i lepiej brzmiące.

Cmaj91

Cmaj92

Czego Wszystkim i sobie życzę (ciekawości)!

Śledź bloga na facebooku!
Bądź na bieżąco!