Dzisiaj na początek przytoczę Wam historię opowiedzianą przez pewnego antropologa badającego życie alaskańskich Aleutów (na zdjęciu poniżej). Antropolog pytał, o to jaki jest plemienny system wierzeń religijnych. Miejscowy szaman odpowiedział: „My nie wierzymy – my się boimy”. Dość intrygujące, nieprawdaż? O nierozerwalnym związku wiary i strachu napiszę poniżej.
Strach jest częścią naszego codziennego życia. To ważne zagadnienie zarówno z punktu widzenia nauki, dharmy tudzież filozofii kawiarnianej (piję kawę pisząc te słowa). Dlatego zanim napiszę jak naturalnie poprzez medytacje uzyskiwać odmienne stany świadomości to najpierw muszę odważnie rozprawić się ze strachem.
Po pierwsze, strach jest zjawiskiem naturalnym i występuje powszechnie w przyrodzie też u zwierząt innych niż ludzie. Jest to reakcja, która powstała w wyniku ewolucji. Dzięki strachowi antylopa szybko ucieka przed ścigającą ją lwicą. Również nasi zupełnie nieodlegli przodkowie motywowani strachem uciekali przed drapieżnikami. Po prostu głęboka medytacyjna nieporuszoność, połączona z intelektualną refleksją nie jest optymalną reakcją w spotkaniu z tygrysem szablastozębnym (na obrazku poniżej). Należy albo walczyć albo wiać i w obu przypadkach potrzebna jest odpowiednia dawka adrenaliny wpompowanej przez strach. Dlatego odpowiedź aleuckiego szamana, który żyje w surowych okolicznościach przyrody jest zupełnie zrozumiała.
W nienaturalnie bezpiecznych warunkach współczesnego życia straciliśmy okazję do odczuwania solidnego strachu związanego z rzeczywistym fizycznym zagrożeniem. Mechanizm jednak pozostał i z braku realnych zagrożeń zajmuje się urojonymi. Oczywiście można częściowo temu zaradzić zajmując się szermierką na topory z osobami podobnie zaburzonymi albo innym sportem ekstremalnym. Silny krótkotrwały stres związany z aktywnością fizyczną ma pozytywny wpływ na ciało i umysł (źródła naukowe łatwo sam wygooglujesz).
Teraz o innych tworach, które pasożytują na naszym mechanizmie odczuwania strachu. Nigdy dość cytowania Bertranda Russela:
Religia jest oparta przede wszystkim i głównie na strachu. Jest to częściowo lęk przed nieznanym, a częściowo, jak już mówiłem, pragnienie posiadania jak gdyby starszego brata, który stanie po naszej stronie we wszystkich kłopotach i sporach. Lęk jest fundamentem tego wszystkiego – lęk przed tajemnicą, obawą porażki, lęk przed śmiercią. Strach rodzi okrucieństwo, nic więc dziwnego, że okrucieństwo i religia szły zawsze ręka w rękę. Lęk jest podstawą ich obu. Zaczynamy teraz cokolwiek pojmować rzeczy otaczające nas na tym świecie i opanowywać je po trochu za pomocą nauki, która utorowała sobie drogę krok za krokiem, wbrew chrześcijańskiej religii, wbrew Kościołowi, pomimo opozycji wszystkich starych przepisów. Nauka może nam pomóc przezwyciężyć ten tchórzliwy strach, w którym ludzkość żyła przez tyle pokoleń. Nauka i nasze serca mogą nas nauczyć rezygnacji z poszukiwania urojonej podpory, z wynajdywania sobie sprzymierzeńców w niebie i używania naszych sił raczej do tego, żeby uczynić z tego świata miejsce, w którym żyć warto, a nie piekło, które zrobiły z niego Kościoły w ciągu minionych wieków.
Czy wypada jakoś polemizować z Russelem? Wydaje się, że pisząc ogólnie o religii chyba się zapędził nieco. Według Wikipedii największe religie to:
- Chrześcijaństwo 33,43%
- Islam 24,35%
- Hinduizm 13,78%
- Buddyzm 7,13%
Reszta to zaledwie ułamki procenta. Czy wszystkie te religie oparte są na strachu? Chrześcijaństwo niewątpliwie tak. W księdze Syracha czytamy:
Temu, kto się Pana boi, dobrze będzie na końcu,
a w dniu swej śmierci będzie błogosławiony.
Początkiem mądrości jest bojaźń Pana,
i dla tych, którzy są [Mu] wierni, wraz z nimi została stworzona w łonie matki.
Strach przed Bogiem w chrześcijaństwie został podniesiony do rangi cnoty bogobojności. Jedna z sześciu podstawowych prawd wiary mówi że „2. Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze.” Obawa kary to po prostu strach. Oczywiście współcześni kaznodzieje starają się nie eksponować nieomylonej dogmatycznej nauki o piekle bo w ten sposób dość jasno potwierdzałaby się teza Russela. Nawet w nowszych tłumaczeniach Biblii „strach przed Bogiem” zastępowany jest przez „szacunek”.
Takich rozterek nie mają muzułmanie. „Taqwa” – strach przez Allahem jest fundamentem islamu. W świetle współczesnej psychologii związek pomiędzy strachem a agresją jest dość dobrze zrozumiany co wyjaśnia wiele zjawisk zachodzących obecnie na świecie. W Hinduizmie też występują istoty nadprzyrodzone takie jakieś dewy i inne których można się przestraszyć.
Jak to jest w buddyzmie? Nawet w najbardziej religijnej wersji buddyzmu strach nie odgrywa wielkiej roli. Jeśli coś spieprzysz to w kolejnym życiu masz okazję by to poprawić i to wielokrotnie. Za Stevenem Batchelorem uważam jednak, że tego typu myślenie nie jest immanentną częścią buddha dharmy lecz stanowi naleciałość hinduistyczną.
W Dhammapadzie czytamy słowa Buddy „Unikaj zła, podtrzymuj dobro, oczyszczaj swój umysł” (Dhp 183). Co to jest to „oczyszczanie umysłu”? To proces który wymaga odrobinę cierpliwości ze względu na przeszkody, które się w tym oczyszczaniu pojawiają. Dzieli się je tradycyjnie na pięć grup (szczegóły innym razem). Jedną z nich jest lęk-niepokój. Właściwy wysiłek w tej dziedzinie polega (miedzy innymi) na pozbyciu się lęku. Oczyszczony umysł jest wolny od lęku i innych przeszkód. Będę pisał o tym w kolejnych tekstach.
Jak to wszystko podsumować? Czy Russel się myli? Może jednak nie. Buddyzm po prostu nie jest religią sensu stricte. Brak w nim koncepcji boga, brak duszy, wiara nie jest cnotą. Dlatego w ramach tego systemu filozoficznego lęk i strach są przeszkodami w rozwoju, które należy ominąć. Czego Wszystkim i sobie życzę (braku strachu).
Szanowny Panie Piotrze.
Myślę, że jednak Russell się myli i przesadza. Jak wielu piszących swe słowa pod wpływem emocji :-). Jedni w dzieciństwie bali się św. Mikołaja, inni księdza lub pastora. Nie każdemu udało się z dziecięcych strachów wyrosnąć.
Ograniczmy się do naszego 🙂 chrześcijańskiego podwórka. Proszę zwrócić uwagę na jeden niuans. Autor księgi Syracha nie pisze o strachu, lecz o bojaźni. Można jedno i drugie słowo wrzucić do jednego wora i zamknąć temat. A można zatrzymać się nad słowem, przez chwilę nad nim pomedytować i spróbować zrozumieć subtelną różnicę 🙂
Tu nie widzę kontrowersji. Popatrzmy na poważne źródła teologiczne. Św. Tomasz z Akwinu pisze w „Sumie teologicznej”:
W obu przypadkach chodzi o lęk przed Bogiem. W orientalnych systemach filozoficznych które są nonteistyczne nie ma mowy o analogicznym zjawisku zaś lęk jest wręcz traktowany jako przeszkoda w rozwoju. Jeśli zastąpię słowo strach słowem lęk ogólna wymowa mojego tekstu się nie zmieni: chrześcijaństwo, islam i hinduizm oparte są na lęku przed istotami nadprzyrodzonymi.
Dwie dalsze myśli Akwinaty wyjaśniają to znakomicie:
„Otóż w miarę wzrostu w miłości Bożej musi wzrastać i bojaźń dziecięca; jak wzrasta wydajność w miarę zwiększania mocy czynnika sprawczego. Im bowiem więcej ktoś miłuje kogoś tym bardziej boi się go obrazić i z nim rozłączyć.
Co do bojaźni zaś niewolniczej, to niewolniczość jej zniknie całkowicie za zjawieniem się miłości Bożej; pozostanie jednak (…) sama bojaźń przed karą; i właśnie ta bojaźń w miarę wzrostu w miłości, maleje, zwłaszcza gdy chodzi o sam jej przejaw; im ktoś bowiem bardziej Boga miłuje, tym mniej lęka się kary Bożej: pierwsze, dlatego, że mniej zależy mu na swoim dobru, w które godzi kara; drugie, ponieważ silniej jest przywiązany do Boga, z tym większą ufnością oczekuje nagrody, w następstwie czego tym mniej boi się kary.”
OK. Przyjmijmy taką wykładnie. Niechby w miarę rozwoju duchowego bojaźń zanikała na rzecz miłości. OK – tako rzecze Akwinata. To i tak powyższa argumentacje nie obala tezy Russela lecz ją WSPIERA. Bojaźń boża jest punktem wyjścia, fundamentem do ewentualnego dalszego rozwoju. W tym sensie jest prawdą, że chrześcijaństwo, islam i hinduizm opierają się na fundamencie strachu.
Nie wiem, czemu przyjmujesz, że początkowym stanem relacji człowieka do Boga jest bojaźń a nie miłość? Na początku dziecko kocha rodziców, kocha Boga, kocha większość swego otoczenia. A boi się wilka, czarnej wołgi, DIABEŁKA itp itd.
Nawet w języku naturalnym nikt nie straszy dzieci Bogiem. Nie miałoby to zresztą sensu zważywszy, że małe dzieci (ochrzczone) do piekła iść nie mogą.
Sytuacja, o której piszesz, może mieć miejsce u sierot – dzieci, które rozwinęły się nie poznawszy Boga. I dlatego Kościół Święty Matka Nasza słusznie naucza, by dzieci chrzcić we wczesnem niemowlęctwie, iżby od początku wzrastały w łasce Bożej.
Serdecznie pozdrawiam
@ Krusejder: „Nawet w języku naturalnym nikt nie straszy dzieci Bogiem.” – słynne, proste i (naturalnie) ludowe „Bój się boga!” przeczy Pana śmiałej tezie.
Jeśli ktoś tak mówił do Pana, gdy miał Pan 3 czy 7 lat, to znaczy, że miał dysfunkcję komunikacyjną 😉
Panie Piotrze. Za pomocą jakich znaczników wstawić w komentarz pionową kreskę, wydzielającą cytat?
Znaczniki cytatu to blockquote i /blockquote w takich nawiasach < > oczywiście.
Podobnie jak Akwinata rozdzieliłbym obydwa rodzaje „bania się”. Na własne potrzeby zdefiniowałbym je trochę inaczej.
Lęk, strach – złe, bojaźń dobra. Lęk – bierny i podświadomy. Bojaźń nie musi być bierna, może być świadomie chciana.
Dla mnie bojaźń bazuje właśnie na miłości, na unikaniu czynienia czegoś, co może skrzywdzić osobę kochaną. Nie odczuwam strachu przed moją mamą. Boję się jednak. Boję się zachować wobec niej w sposób, który mógłby jej sprawić ból. Szczególnie, jeśli mi się to wcześniej zdarzało. I to „banie się” bardzo mi pomaga.
Strach paraliżuje relacje, bojaźń je pielęgnuje. Wyostrza uwagę, filtruje emocje, słowa i czyny. Gdyż rodzi się ze świadomej miłości, nie z irracjonalnego lęku.
Przytoczone przez Krusejdera kolejne akapity z Akwinaty też są w tym duchu. Streszczając: w miarę postępu w rozwoju wewnętrznym w wyniku metodycznej pracy nad sobą, bierny lęk ustępuje miejsca czynnej, chcianej bojaźni.
Jeśli przyjmiemy moje definicje, to bojaźń jest raczej chcianym celem, która zastępuję irracjonalny strach. I jest pożądanym fundamentem. Przy czym jest nieosiągalna własnym wysiłkiem, gdyż jest pierwszym z siedmiorakich darów Ducha Św., które człowiek może jedynie otrzymać.
Dla mnie ciekawą kwestią jest dlaczego, wg Akwinaty, tego drugiego rodzaju strachu nie uda się całkowicie wykorzenić.
I jakie jest tego strachu pochodzenie? Zupełnie nie przekonuje mnie wyjaśnienie w duchu Russella, że strach ten został sztucznie zaszczepiony w wyznawcach przez liderów religijnych, aby sprawować rządy dusz. Miałby więc pochodzenie zewnętrzne, obce wobec naszej pierwotnej kondycji.
A może po prostu ten strach jest jednak cechą wrodzoną, jak reakcja źrenicy na światło czy ręki na oparzenie, i tak samo jak one przekazywaną dziedzicznie. Może jest po prostu konsekwencją poranienia w wyniku katastrofy, która miała miejsce kiedyś. Katastrofy na poziomie duchowym, o której skutkach mówią wszystkie wielkie tradycje religijne, także buddyzm (świat w stanie zamieszania, poruszenia, nieporządku, z których trzeba się wyzwolić).
Dla mnie osobiście jest to bardzo optymistyczna interpretacja. Jeśli żyjemy w świecie postkatastroficznym, to nie ma się już czego bać. 🙂
Nieśmiało zaznaczę moją lekturę tego bloga moim pierwszym komentarzem :).
Padają tu cytaty z Doktora Anielskiego, tymczasem mi w temacie przychodzi do głowy przede wszystkim cytat z Pisma Świętego, mam na myśli fragment z Listu św. Jana Teologa:
Chyba nie trzeba go komentować, dość bezpośrednio pokazuje miejsce jakie ma lęk w wierze chrześcijańskiej.
Witam! Jednak wolimy raczej oficjalną wykładnię magisterium Kościoła bo posługując się cytatami z Biblii można wykazać dowolną tezę. U Koheleta czytamy pochwałę skrajnego hedonizmu:
Łatwo Panowie odnajdą kwestie u św. Tomasza z Akwinu w której jasno wykłada, że wiara powoduje bojaźń. Oczywiście można zmieniać definicje słów i mówić, że bojaźń nie ma nic wspólnego ze strachem i lekiem ale to nie jest fair.
Ciekawostka:
Jeden z największych geniuszy jaki kiedykolwiek stąpał po ziemii John Von Neumann po odkryciu u siebie raka przeszedł na katolicyzm (można o tym tutaj w zakładce „Later life and death” : https://en.wikipedia.org/wiki/John_von_Neumann#Later_life_and_death )
Czy było to obawą przed śmierci? Pewnie tak.
Jestem niekatolikiem , ale fascynuje mnie to , że tak genialni ludzie jak Neumann (który geniuszem znacznie przewyższał Russela) wierzyli.
Witam serdecznie,
„Stworzyłeś nas (…) jako skierowanych ku Tobie. I niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie” (Wyznania I, 1, tłum. Zygmunt Kubiak). Nie dziwi przeto strach alaskańskich Aleutów, którzy nie poznali Chrystusa. Być może to co Pan pisze – naturalnie wpojony w nas strach jest częścią naszej ludzkiej natury, którą tylko Bóg może ugasić miłością. Jeśli Pan kocha prawdziwie nie boje się Pan. Poczucie strachu, obawy, bojaźni występuję bardzo często szczególnie u ludzi, którzy dopuścili się bardzo złych czynów, jest on niezależny od wyznawanej wiary i dowodzi, że człowiek ma w sobie uśpiony imperatyw dobra lub Boga. Prawdą jest natomiast, że Bóg (w opinii chrześcijan) jest Miłością, jest Miłosierny, jest czystym osobowym Dobrem totalnym przeciwieństwem strachu. Bo jak wielu twierdzi strach jest praprzyczyną zła i jego konsekwencją, wyrzutów sumienia, koszmarów i psychicznych urazów. Osobiście wierzę nie ze strachu a z ukojenia, z miłości, z radości z powodu tego, że w Kościele odkrywam to co dobre, odkryłem siebie na nowo – swoją dobrą i prawdziwą naturę i już się nie boję.
Z Bogiem Panie Piotrze.
Drogi Autorze,
Zauważyłem (choć mogę się mylić), że ma Pan dość ambiwalentny stosunek do Chrześcijaństwa i podejmuje Pan się jego krytyki. Pragnę jednak zauważyć, że powinien Pan dawać przykład umiłowania katolików i Kościoła Świętego. Proponuję rozpocząć od medytacji miłującej dobroci do: Papieża, Katolików, Chrześcijan. Warto rozpocząć od odczuwania metta do księży, papieża, katolików. Po czym przejść do karuna aby poczuć więź z męczennikami Kościoła Katolickiego i Jezusem Chrystusem na krzyżu, rozważając jego mękę i śmierć (szczególnie obecnie w okresie Wielkiego Postu). Następnie mudita aby cieszyć się tym, że liczni ludzie odnajdują kontakt z Bogiem, miłość i sens życia w Kościele Katolickim. W końcu Upeksa, aby zobaczyć bezstronnie miłość Boga, który poświęca swojego Syna aby ratować ludzkość.
Z Bogiem Panie Piotrze