Słowo się rzekło, kobyłka u płota. W dawnej Rzeczpospolitej szlachta poważnie traktowała dane słowo. Dotyczyło to zwłaszcza szaraczków z Podlasia, którzy godnością nie ustępowali nawet samym książętom. Przybywszy więc z podlaskich zaścianków na Sejm do Warszawy szlachcic upraszał audiencji u samego króla a mógł i u kardynałów. Prosty szlachcic mógł stanąć przed Majestatem Najjaśniejszej Rzeczpospolitej tudzież przed Majestatem książąt Kościoła. Takie były onegdaj prawa, wolności i obyczaje.

Pewien więc szlachcic Podlaski udał się na sejm walny. Zdarzało się takiej ubogiej szlachcie podróżować boso  choć zawsze przy szabli. W Warszawie szaraczek spotkał dworzanina królewskiego u którego dopraszał się o posłuchanie u Króla. Dworak zbył nieuprzejmie ubogiego szlachcica. Na co ten wzburzony wypalił, że nawet jeśli król go przyjmie to może pocałować w dupę jego kobyłę. Jakież było zdziwienie szlachcica gdy otrzymał zaproszenie na dwór królewski. Król  spytał wprost czy ma całować zad kobyły. Na co dumny podlaski szlachcic wypadli: „słowo się rzekło, kobyła u płota.”

Znalazłem się dzisiaj w sytuacji jakby analogicznej. Słowa należy jednak  dotrzymywać. Wczoraj napisałem tutaj, że jeśli liczba wejść na tekst o pomponiarzach przekroczy 1000 to bohaterów tego wątku zapraszam na kolację zakrapianą  winem. Zerkam na licznik po prawej: 1013 wejścia. Słowo się rzekło, kobyła u płota.  Zaraz to więc osobiście uczynię. Liczę na romantyczną kolację przy świecach.

Śledź bloga na facebooku!
Bądź na bieżąco!