W życiu każdego kaznodziei pojawiają się takie momenty gdy musi stanąć przed szczególnie trudnymi wyzwaniami. Jest wigilia i trzeba napisać kazanie na Boże Narodzenie. Zasiadam więc przed czystym niezapisanym kawałkiem bloga czując na barkach ciężar szczególnej odpowiedzialności, który na mnie dzisiaj spoczywa.

W kazaniu na koniec świata zadeklarowałem całkowicie znaturalizowaną koncepcję kaznodziejstwa. Napisałem, że interesują mnie wyłącznie te teorie, które maja rezultaty czyli treści i przewidywania empiryczne. Ma się to dziać na podstawie praw, które tworzą wewnętrznie spójny system zazębiających się zależności. Plan jest taki by stosować wspomniane rezultaty w celach ściśle hedonistycznych. Przyjęta konwencja kazania bynajmniej mi się z tym nie kłóci.

Zobaczmy jak to wygląda na przykładzie Świąt Bożego Narodzenia. Z konkurencyjnych ambon usłyszycie wiele czysto apriorycznych teorii, które nijak mają się do zmysłowej rzeczywistości i nic też nie wspominają o empirycznych  i testowalnych przewidywaniach. Wypowiedzi te dotyczą aspektu duchowego. Trudno mi jednak je szczegółowo komentować z względu na zupełny brak kompetencji teologicznych. W sumie im więcej takich kazań słucham tym bardziej czuję się niekompetentny teologicznie.

Jakie mamy pewne empiryczne obserwacje dotyczące uroczystego obchodu Bożego Narodzenia? To niewątpliwie czas, w którym powszechnie praktykowane są wystawne rytualne hedonistyczne uczty. Tradycja takich uczt jest znacznie starsza niż chrześcijaństwo i w noc przesilenia zimowego takie praktyki występowały zapewne już w paleolicie.  W końcu dość łatwo uchwycić jest moment, w którym dzień zaczyna się wydłużać. Rzymianie obchodzili 25 grudnia święto Sol Invictus a Słowianie Święto Godowe. Motywacja była zawsze pobożna a praktyka polegała na hedonistycznym rytualnym obżarstwie. Tak też pozostało w Starodawnej Tradycji Narodowej Polskiej i Katolickiej (czytając te słowa przyklęknij!)

Pytanie naukowe jest następujące. Jak zorganizować hedonistyczną rytualną ucztę tak by równocześnie optymalizować przyjemność chwilową i długofalową? Chodzi konkretnie o to jak solidnie i smacznie się NAŻREĆ nie niszcząc przy tym kaloryfera na brzuchu (albo podprawiając nawet jego „rzeźbę”).

Sprawa jest szczęśliwie dobrze zbadana i udokumentowana naukowo. Na przykład to: http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/19209185

Pisałem o tym szeroko w tekstach poświęconych emulowaniu paleolitu. W oparciu o te i inne wyniki badań dzisiaj zjem:

  • grillowane ryby różnych gatunków (bez panierki): łosoś, dorsz  i co tam jeszcze pływa, przyprawiane fantazyjnie ziołami (ale nie solą), część przyprawionych na ostro
  • kilka jajek podanych kolorowo z np. drobno krojonym porem
  • smażone warzywa (ale nie ziemniaki)
  • dużo różnych owoców na deser; z tego najlepsze będą jabłka w cynamonie
  • do tego dochodzi czarna czekolada
  • a całość zapiję znaczną ilością wytrawnego Martini

Po tym wszystkim będę zupełnie spokojny, że mój kaloryfer na brzuchu tudzież całościowe samopoczucie pozostaną w optymalnej formie. Czego sobie i Wszystkim życzę!

Śledź bloga na facebooku!
Bądź na bieżąco!