Poniedziałkowe poranki bywają trudne. Ja mam taki zwyczaj w firmie, by zminimalizować stres robię poniedziałki całkowicie wolne od pracy. Mimo to czasami nie udaje się uniknąć pewnych napięć. Dzisiaj rano jak zwykle lekcja angielskiego dla dzieciaków. Wcześniej planowałem iść na basen by z nimi popływać. W ramach przeciwdziałania zjawisku „monday blues” postanowiliśmy jednak twardo spać do 10-tej. Prawie się udało uniknąć poniedziałkowych porannych trudności. Tylko jedno  nieporozumienie przy smażeniu jajecznicy. Nawet przez chwilę zastanawialiśmy się z Beatą czy z tego powodu nie abdykować z roli wychowawców i nauczycieli naszych dzieci.

Spokojnie to tylko poniedziałkowy poranek … żadnych ważnych decyzji … monday blues. Ludzie przychodzą w poniedziałki rano do pracy i widzą na biurku (lub w komputerze) górę obowiązków na nadchodzący tydzień. To może przytłaczać i skłaniać do szybkich decyzji.  Jedyne co robię zawodowo w poniedziałek to przesuwam plany na potem – jeśli mam  ŚWIADOMOŚĆ że to moja SUWERENNA decyzja (a nie presja okoliczności) to czuję się od tego lepiej bo zyskuję czas dla rodziny i gitary.

Czasy mamy niespokojne i pełnie nieoczekiwanych zmian. Każdy potrzebuje jednak jakiejś kontynuacji i pewności. Wobec nachodzących informacji ze świata pragnę zapewnić i uspokoić czytelników mojego bloga, że w najbliższym czasie nie zamierzam abdykować z roli  Waszego kaznodziei.

Śledź bloga na facebooku!
Bądź na bieżąco!