Tydzień temu opuściłem napisanie niedzielnego kazania.  Targają mną z tego powodu straszne wyrzuty sumienia i muszę się wytłumaczyć. W tym czasie pilnie przygotowywałem kazanie, które wygłosiłem w krakowskim jazzowym klubie Piec Art.  Dotyczyło ono szkodliwych urojeń związanych z pojęciem czasu.

Szanownym Czytelnikom należy się przynajmniej streszczenie. Zdaje się, że ludzki mózg jest niezwykle podatny na różnego rodzaju złudzenia i urojenia. Wedle Wikipedii , urojenie to „zaburzenie treści myślenia polegające na fałszywych przekonaniach, błędnych sądach, odpornych na wszelką argumentację i podtrzymywane mimo obecności dowodów wskazujących na ich nieprawdziwość.  (…) Treść urojeń często nie odpowiada poziomowi wiedzy chorego.”

Zdaje się, że istotna część przekonań powszechnie uznanych za prawdziwe to urojenia. Bodaj najpowszechniejszym takim urojeniem jest obstawanie przy realności pojęcia czasu. W fizyce sprawa jest dość jednoznaczna. Nie chcę tego jakoś rozwijać bo nie wszyscy żywo interesują się fizyką teoretyczną ale tylko dwa zdania. W mechanice klasycznej (Newtona), już pod koniec XIX wieku wykazano, że czas jest tylko opcjonalnym pojęciem za pomocą którego możemy opisywać ruch. Możliwy jest opis klasycznej dynamiki i formułowanie jej praw bez pojęcia czasu (tzw. zasada Maupertuis – Jacobiego). Takie podejście jest bardziej matematycznie eleganckie. Później cała historia fizyki XX wieku wykazała, że przywiązanie do pojęcia czasu jest wybitnie kontrproduktywne. Fizyka współczesna nijak nie wskazuje na to, że coś takiego jak czas istnieje. Nie istnieje czas – jest to zbiorowe urojenie wynikające z pewnych uwarunkowań kulturowych, których nasze mózgi nabawiły się we wczesnym okresie rozwoju rolnictwa. Wedle przytoczonej definicji, obstawanie przy realności czasu „nie odpowiada aktualnemu poziomowi wiedzy”.

Dlaczego o tym piszę w kazaniu? Okazuje się, że zbytnie przywiązanie ludzkich umysłów do czasu: do przeszłości i przyszłości powoduje nieszczęścia – a przyjemniej obniżenie poziomu szczęścia. Niezwykle interesująca praca naukowa na ten temat ukazała się w 2010 w „Science” (M. A. Killingsworth, D. T. Gilbert „A Wandering Mind Is an Unhappy Mind” Science 12 November 2010: Vol. 330 no. 6006 p. 932). Autorzy wykonali badanie, w którym zapytywali o poziom odczuwanego subiektywnie szczęścia w zależności od tego czy osoba badana myśli nad tym co aktualnie robi w teraźniejszości, czy też myśli o przeszłości lub przyszłości. Na poniższym wykresie wyniki. Na pionowej osi jest subiektywnie oceniany poziom szczęścia w teraźniejszości.

MW – oznacza błądzenie myślami w czasie: w przyszłości lub przeszłości, na temat czegoś przyjemnego lub nieprzyjemnego albo obojętnego. Jak jest wynik? Najszczęśliwsze są osoby, które nie błądzą myślami w przeszłości lub przyszłości (Not MW). Chcesz być szczęśliwy? Zostaw przeszłość i przyszłość i myśl wyłącznie nad tym aktualnie co robisz w TERAŹNIEJSZOŚCI. Te wyniki naukowe były też potwierdzone licznymi innymi badaniami. Nawet robiąc coś nieprzyjemnego lepiej się jest (z punktu widzenia odczuwanego szczęścia) na tym skoncentrować niż błądzić w czasie myślami na temat czegoś przyjemnego!

Co jako kaznodzieja mogę na ten temat jeszcze powiedzieć? Cała nasza cywilizacja próbuje nas odciągnąć od teraźniejszości. Reklamy mówią, że jeśli kupisz samochód, zbudujesz dom, wyjedziesz na odpowiednie wakacje itp. to wtedy w przyszłości będziesz szczęśliwszy. Dokładnie na tej samej zasadzie, podobnie jak sprzedawcy doczesnych dóbr, działają też pobożni kaznodzieje, którzy usilnie odciągają Was od teraźniejszości w stronę szczęścia wiecznego w przyszłości oczywiście. Jednak w świetle powyższych badań każde odciąganie umysłu od teraźniejszości jest ściąganiem na ludzi nieszczęścia.

Przeciętna historia życia człowieka to ciągłe pozostawanie w przyszłości przeplatane wspomnieniami z przeszłości. Najpierw myśli, że jak dostanie się na dobre studia to będzie szczęśliwszy. To nie działa. Potem w przyszłości szczęście ma dawać pieniądz i dobra praca itp. To okazuje się, że też nie działa. W końcu na emeryturze ludzie stają się pobożni w nadziei na przyszłe szczęście wieczne. Mamy jednak naukową gwarancję (statystyczną oczywiście) szczęścia w teraźniejszości pod warunkiem tylko uważnej świadomości chwili obecnej.

Widzicie, że Wasz kaznodzieja chce Wam dostarczyć dobry produkt –  najbardziej pożądany stan szczęścia  – natychmiast  tu i teraz (dla pomponiarzy tłumaczę na łacinę: hic et nunc). Co na to konkurencyjne ambony? Co??? Okazuje się jednak, że wytrenowanie umysłu by ochoczo koncentrował się na tym co aktualnie robi jest dość trudnym i żmudnym ale wykonalnym zadaniem.  Jeśli  jest zainteresowanie, mierzone np. ilością like’ów lub komentarzy, to poświęcę temu kolejne kazania. Czego Wszystkim i sobie życzę (cieszenia się chwila obecną oczywiście).

Tu jest cały świetny wykład Killingswortha, który gorąco polecam:

Śledź bloga na facebooku!
Bądź na bieżąco!