Wydaje mi się, że  z łatwy dostęp do  pizzy połączony ze stresem  powoduje nerwicę. Potem tacy znerwicowani zjadacze pizzy po spokój ducha i szczęście chadzają do księży (zaś księża do psychoanalityków lub psychologów). Ja tu proponuję naukowe podejście do tematu.

Jedna z najbardziej klasycznych scen amerykańskiego kina. Film „Rocky”. Trenując przed walką z niesympatycznym osiłkiem Rocky Balboa, którego gra Sylwester Stallone, wypija szklankę surowych jajek. Dokładanie 5 żółtek. Jedno jajko zawiera około 200 mg cholesterolu. Czyli łącznie Rocky pochłonął na raz cały gram czystego cholesterolu. Właśnie ze względu na olbrzymią ilość połkniętego cholesterolu niektórzy dietetycy uważają że scena z wypijanymi jajkami  należy do skrajnie drastycznych. Wypijanie surowych żółtek jest niby straszniejsze niż „Teksańska masakra piłą mechaniczną” (klasyczny sequel filmowych horrorów, powstały w latach 1974-2006). Śniadanie Rocky’ego wygląda tak:

Wróćmy jednak do głównego wątku.  Po wejściu na ring i zupełnie drobnych perypetiach Stallone  maltretuje  tępego osiłka. Po prostu  kompletnie rozwala tego niesympatycznego faceta z grubym karkiem. Przekonujemy się, że jest jakaś sprawiedliwość na tym świecie! Potem wszyscy żyją długo i szczęśliwie (poza „karkiem” którego znoszą). Klasyka. Swoją drogą ja nie wiem jak po pięciu żółtkach na śniadanie Stallone dał rade takiemu potworowi. Ja by się wzmocnić muszę wypić 7 do 10 surowych żółtek.

Oglądając bardzo szczęśliwego Sylwestra i rozwalonego bydlaka  możemy zapytać.  Jak osiągnąć szczęście? Co to jest szczęście? Czy koniecznie trzeba kogoś pobić?  Filozofowie i teologowie wytworzyli tony makulatury pisząc na ten temat. Nawet precyzyjnie nie zdefiniowali tego terminu. Na potrzeby tego bloga podaję operacyjną definicję szczęścia. Szczęście definiuję jako stan biochemiczny mózgu, w którym rano jest wysoki poziom serotoniny, wieczorem wysoki poziom melatoniny i cały czas odpowiedni poziom oksytocyny.

Znam pewnego chemika, który będąc księdzem, podaje się za fizyka. Pomyślałem więc sobie, że jako fizyk będący przedsiębiorcą, ja będę podawał się za biochemika :-). Co biochemia mówi na temat poziomu hormonów potrzebnych do właściwego  i bardzo szczęśliwego samopoczucia? Dużo mówi i nie daje się tego opisać w jednym odcinku bloga.

Serotonina – C10H12N2O. Jest to hormon tkankowy, ważny neuroprzekaźnik którego cząsteczki biorą udział w przenoszeniu sygnałów pomiędzy neuronami.  Serotonina ma olbrzymie znaczenie w subiektywnie odczuwanym samopoczuciu. Dlatego nazywana jest hormonem szczęścia. Serotonina produkowana jest w mózgu z tryptofanu. Tryptofan jest aminokwasem, który nie jest produkowany przez organizm człowieka – jego jedynym źródłem są spożywane białka. Bez tryptofanu nie ma serotoniny, bez serotoniny nie ma szczęścia.

Studiujemy dalej. Nie jest to takie całkiem proste bo chcemy mieć zapewniony odpowiedni poziom serotoniny w sposób naturalny bez dopalaczy które podnoszą go tylko na chwile i to wysokim kosztem. Skąd wziąć tryptofan? W dodatku chcemy mieć ten tryptofan bez domieszki zbyt wielu innych aminokwasów które mogą utrudnić jego wchłanianie. Dowiaduję się też, że obróbka cieplna powoduje niszczenie tryptofanu. Bardzo dużo tryptofanu można znaleźć w żółtkach jajek.

Do spokojnej syntezy  serotoniny z tryptofanu potrzebna jest jeszcze zupełnie mała ilość węglowodanów. Do śniadania które zapodał sobie Rocky dodaje więc jeszcze trzy surowe jajka i je zasypuje niewielką ilością mielonej czekolady. Pyszności!

Jest jeszcze wiele złożonych czynników, które wpływają na właściwy poziom neuroprzekaźników w mózgu. Wszystkie jednak czynniki które decydują o subiektywnie dobrym samopoczuciu człowieka (szczęściu) mają charakter naturalny, biochemiczny i wynikają z uwarunkowań ewolucyjnych. O tym w kolejnych odcinkach esejów „o szczęściu” :-).

Śledź bloga na facebooku!
Bądź na bieżąco!