„Czujemy, że gdyby nawet rozwiązano wszelkie możliwe zagadnienia naukowe, to nasze problemy życiowe nie zostałyby jeszcze nawet tknięte.” Taką tezę (pod numerem 6.52) postawił niespełna 100 lat temu Ludwig Wittgenstein w swoim „Traktacie logiczno-filozoficznym”. Skoro tak twierdził Wittgenstein, to zapewne nie będzie niczym wstydliwym przyznać się, że przez całe swoje życie  i właściwie zupełnie do niedawna uważałem podobnie, żywiąc stanowcze przekonanie, że domeną  nauki jest wyjaśnianie świata zaś rozwiązywanie problemów życiowych pozostałoby na przykład kwestią religijną, co nie oznacza oczywiście, że patron pozytywizmu logicznego poprzez tezę 6.52 chciał wyrazić coś akurat bardzo religijnego. Otóż moje aktualne przeczucie jest dziś dokładnie odwrotne niż odczuwał 100 lat temu Wittgenstein a ten mój brak sceptycyzmu co do skuteczności nauki w kwestiach „tknięcia” problemów życiowych można częściowo przynajmniej usprawiedliwić  rozwojem nauki  jaki nastąpił w stuleciu po napisaniu „Traktatu logiczno – filozoficznego”.

Wiele razy deklarowałem tutaj wiarę w potęgę nauki i seksu i dlatego uważny czytelnik oczywiście widzi, że negując tezę Wittgensteina 6.52 (nawet  w zdaniu wielokrotnie podrzędnie złożonym) niczego nie chcę wprost ukrywać. Nie wiem jednak jakie problemy życiowe chciałby „tknąć” nauką Wittgenstein. Niektórzy mają bardzo zawyżone wymagania odnośnie życia i szczęścia  – pisałem o tym tutaj ostatnio. Jakie niby są te problemy życiowe których nawet  potencjalnie nie rozwiązywałaby nauka? Jakie??? Oczywiście trudne zagadnienia dotyczące takich rodzajów cierpienia jak: niedostatek, głód, choroby leżą przynajmniej w potencjalnym zasięgu nauki. Tu się chyba zgodzimy? Zapewne stawiając tezę 6.52 Wittgenstein miał na myśli jakiś głębszy rodzaj cierpienia i nieszczęścia.

Pisanie o problemach życiowych, cierpieniu i nieszczęściu otwiera duże możliwości zarówno dla fana heavy metalu jak i dla kaznodziei a jeśli negujemy tezę 6.52 to też dla naukowca. Zacznijmy historycznie. Podczas pierwszego kazania w Parku Gazeli Budda Śakjamuni podał Cztery Szlachetne Prawdy. Wprawdzie nurt filozoficzny przez niego założony zdegenerował się później do religii, jednak Pierwsza Szlachetna Prawda ma charakter zupełnie empiryczny i mówi o „problemach życiowych” przez co łączy się z tezą 6.52. Cytuję za Wikipedią:

Pierwsza Szlachetna Prawda o Cierpieniu (pāli. dukkha ariya sacca; sanskr. arya duhkha satya) – „Narodziny są cierpieniem, starzenie się jest cierpieniem, śmierć jest cierpieniem. Smutek, lament, ból, zgryzota i rozpacz są cierpieniem. Towarzystwo nielubianych jest cierpieniem, rozłąka z ukochanymi jest cierpieniem. Niemoc uzyskania tego co się chce jest cierpieniem. Pokrótce – pięć skupisk istnienia związanych z przywiązaniem jest cierpieniem”.

Tyleż mocne co prawdziwe, nieprawdaż? Pewnie coś tak ponurego mógł mieć na myśli Wittgenstein. Mamy więc dobrze postawiony problem i punkt wyjścia do dalszych rozważań. W kolejnych wpisach zastanowię co na ten temat ma do powiedzenia nauka oraz Yoda – jeden z głównych bohaterów Gwiezdnych Wojen.

Ze względu na nawiązanie do Buddy dzisiejsze kazanie umieściłem w cyklu i kalendarzu świąt buddyjskich – tytułowy okres Vassa to w tradycji buddyzmu Theravāda czas jesienią kiedy należy dużo medytować (wyjaśnienie dla tradsów: to taki buddyjski jakby Wielki Post). Czego Wszystkim i sobie życzę (więcej medytacji oczywiście)!

Na ilustracji tradycjonalistyczna świątynia buddyzmu Theravāda w miejscowości วัดไชยวัฒนาราม w Tajlandii.

Wat_Chaiwatthanaram,_Ayutthaya,_Thailand

Śledź bloga na facebooku!
Bądź na bieżąco!